Felieton #109| Dwa dni w Rostocku (NRD)

Felieton #100| 50 LAT TEMU W POLSCE I USA
January 16, 2025
Felieton #110| Fryderyki 2013 rozdane
April 10, 2025
Felieton #100| 50 LAT TEMU W POLSCE I USA
January 16, 2025
Felieton #110| Fryderyki 2013 rozdane
April 10, 2025

PULS nr 6 (109) 9.04.2014

DWA DNI W ROSTOCKU (NRD)

Był rok 1987. Mój kolega – manager popularnej grupy rockowej – zachorował. Ktoś jednak musiał pojechać z zespołem do NRD na telewizję. Padło na mnie. Wylądowaliśmy w Rostocku w pięknym pięciogwiazdkowym hote u. Nie, nie przylecieliśmy samolotem. Jeździło się wtedy ciężarowymi Mercedesami z powiększoną do siedmiu miejsc kabiną. Z tyłu wozu jechały instrumenty, sprzęt i inne dziwne rzeczy. Samochód był prywatny, a właściciel zarabiał nim więcej niż niejedna gwiazda estrady. Niemcy też do brze płacili. Najpierw za każdy kilometr ileś tam fenigów, potem za każdą osobę, która jechała i wreszcie za każdy kilogram wiezionego sprzętu. Dawało to w sumie na trasie Warszawa – Rostock sumę równą połowie naszego kontrak tu, który opiewał na sumę kilkutysięcy marek. Jak na dwa dni pracy – to nieźle. W hotelu za chwyciła mnie wanna. Tak wielkiej i długiej jeszcze nie widziałem. Po nieważkochanie się w wannie jest moim ulubionym zajęciem, postanowiłem natychmiast wypróbować ten wspaniały zabytkowy sprzęt. W tym celu udałem się do pokoju wokalistki. Nie stety, gitarzysta miał ten sam pomysł, ale był pierwszy – tak, że wanna z wokalistką była zajęta. Wróciłem głęboko rozczarowany do pokoju, gdzie odkryłem, że telewizor odbiera zachodnio- niemieckipro gram. Nie ukoiło to jednak mojego zawodu. Następnego dnia odbyło się, nagranie programu. Woka listka powaliła enerdowską młodzież swym seksownym obcisłym kombine onem z czarnej skóry, który podkreślał jej naj większe walory. Po tem był bankiet, gdzie nie na stąpiła integracja z innymi artystami.
Podstawowym problemem naszego wyjazdu stało się wydanie pieniędzy. Nie wolno ich było wywieźć z NRD, nie było też specjalnie co ku pić. Mieliśmy za mało nasamochód a za dużo żeby przepić. Późnym wieczorem, po spożyciu płynu, który rozjaśnia umysł i działa nań wyjątkowo twórczo, ktoś rzucił hasło: Naboje do broni myśliwskiej! Wszyscy stwierdzili, że to wspaniały pomysł i postanowiliśmy na tychmiast udać się na zakupy. Jedyny czynny o tej porze, sklep był na dworcu kolejowym; pospieszyliśmy tam całą bandą. Tuż przed przejściem podziemnym prowadzącym na dworzec wysforowałem się do przodu. Zbiegłem po schodach i do słownie wpadłem na dwóch milicjantów.
– Ausweiss bitte – padło hasło znane mi tak dobrze z wojennych filmów. Sięgnąłem do wewnętrznej kieszeni kurtki i wyciągnąłem… siedem polskich paszportów. Usłyszałem szczęk odbezpieczanej broni. Milicjanci odskoczyli jak oparzeni.
Może bym się i uśmiał, gdybym nie uświadomił sobie, że oni na prawdę mogą strzelać do ludzi, czego dowody widziałem w Muzeum Muru Berlińkiego. Na szczęście w tym momencie pojawiła się reszta zespołu. Najgorsze w tym wszystkim było to, że w sklepie myśliwskim nie było naboi i nie zrobiliśmy złotego interesu. Kupiłem natomiast rajstopy męskie z suwakiem w odpowiednim miejscu. Wracaliśmy do do mu.
ku był stołek i na nim mnie posadzono. Za dawali mi pytania – ciągle te same. Było ich najpierw dwóch, po tem czterech, wreszcie sześciu. Nie lubię bardzo, kiedy mam kogoś za plecami.
– Gdzie są pieniądze? Nie wolno wywozić. To po ważne prze tępstwo. Pójdziecie do więzienia. Na próżno bredzi-łem coś o drogim hotelu, szampanie do pokoju i za kupach. Nawet nie poszli sprawdzić do samochodu. Przypomniałem sobie jak w szkole za prowadzili nas, ośmiolatków na film “Zwyczajny faszyzm” – przez wiele lat śnił mi się po nocach. Pozostał jakiś uraz.
Uśmiechałem się. Byłem zdziwiony. Cierpliwie od godziny powtarzałem swoje. – Nie mamy, wydaliśmy. Starałem się nie przywoływać obrazu kierowcy ładującego do skarpetek, na pięćdziesiąt me trów przed granicą, kilka tysięcy marek. Uda łosię. Nagle wszyscy wyszli. Zobaczyłem przez uchylone drzwi nasz sa mochód, a w nim znajome twarze. Celnicy spuszczali właśnie ze smy czy psa, który miał prze szukać TIR-a. Oczywiście szukał ludzi, a nie narkotyków. A mo że i tego i tego. NRD.

 

Felieton #109| Dwa dni w Rostocku (NRD)
W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.
Read more