Felieton #050| 55th Annual Grammy Awards

Felieton #049| Autobiografia czyli listy Hołdysa
December 5, 2024
Felieton #051 | Nieudane saksy 1983
December 5, 2024
Felieton #049| Autobiografia czyli listy Hołdysa
December 5, 2024
Felieton #051 | Nieudane saksy 1983
December 5, 2024

LOS ANGELES, CA - FEBRUARY 10: Musicians Dan Auerbach (L) and Patrick Carney of the Black Keys accept Best Rock Performance for "Lonely Boy" onstage at the 55th Annual GRAMMY Awards at Staples Center on February 10, 2013 in Los Angeles, California. (Photo by Kevork Djansezian/Getty Images)

PULS nr 50 19-25.2.2013

55th Annual Grammy Awards

Grammy to muzyczne Oscary – święto branży, z wielką oprawą scenograficzną i świetlną. Niestety, zeszłoroczną uroczystość zakłóciła nagła śmierć Whitney Houston. Na szybko zmieniano scenariusz, dopasowując go do powagi chwili. Whitney była kimś wyjątkowym – więcej niż piosenkarką, była ikoną. Tegoroczna gala jednak rozczarowała. Chaos i upadek branży muzycznej – tak najlepiej można ją podsumować.

Rozpoczęła ją urocza (i infantylna) Taylor Swift w bajkowej, choć infantylnej scenerii rodem z “Alicji w Krainie Czarów”. Potem było już tylko gorzej. Prowadzący, LL Cool J, raper w czapce maciejówce, miał sympatyczną twarz, ale brakowało mu poczucia humoru i elokwencji potrzebnych gospodarzowi takiej imprezy. Na końcu zdjął czapkę i wystąpił jako raper. Osobiście nie uznaję rapu za gatunek muzyczny, raczej za zjawisko społeczno-kulturowe o kryminalnym podłożu. Jeśli są w nim elementy muzyczne, to zapożyczone od twórców takich gatunków jak rock, blues, soul, folk, R&B czy reggae. No właśnie, odbył się Tribute to Bob Marley. Niestety, nawet to spieprzyli. Bruno Mars, Sting i Rihanna na jednej scenie, wykonując swoje przeboje, kompletnie nie pasowali do klimatu Boba Marleya i reggae. Występy były przeciętne, a nawet moi ulubieni The Black Keys i Jack White nie zachwycili. Fajnym momentem był natomiast występ Chicka Corei, Stanleya Clarke’a i Kenny’ego Garretta, oddających hołd Dave’owi Brubeckowi – legenda jazzu została upamiętniona z klasą..

Carrie Underwood wystąpiła w sukience przypominającej abażur, na której wyświetlano zmieniające się wizualizacje, co wyglądało, jakby kilka razy zmieniała strój podczas jednej piosenki. Walka na kreacje zaczęła się już na czerwonym dywanie. Czerwona suknia Rihanny, biało-czarna Beyoncé, zielona Katy Perry czy kwiecista kreacja Adele – wszystkie konkurowały o tytuł najlepszej. Organizatorzy prosili, by nie przesadzać z eksponowaniem wdzięków, ale niewiele z tego wynikło.

Największe wrażenie zrobiła na mnie lista artystów, którzy odeszli w zeszłym roku: Donna Summer – królowa disco, Robin Gibb z The Bee Gees, Dick Clark – twórca “American Bandstand”, Ravi Shankar – mistrz sitaru, Herb Reed z The Platters (poznałem go osobiście w 1983 r. w Niemczech) oraz Scott McKenzie, autor piosenki “San Francisco (Be Sure to Wear Flowers in Your Hair)”.

Z kronikarskiego obowiązku podaję listę nagrodzonych:

  • Album Roku: Babel – Mumford & Sons
  • Nagranie Roku: Somebody That I Used to Know – Gotye feat. Kimbra (nagrodę wręczył Prince)
  • Najlepszy Nowy Artysta: Fun.
  • Piosenka Roku: We Are Young – Fun.
  • Najlepszy Album Pop: Stronger – Kelly Clarkson
  • Najlepszy Popowy Występ Solo: Set Fire to the Rain (Live) – Adele
  • Najlepszy Album Urban Contemporary: Channel Orange – Frank Ocean
  • Najlepszy Rockowy Występ: Lonely Boy – The Black Keys
  • Najlepszy Album Rockowy: El Camino – The Black Keys

Z całej ceremonii zapamiętałem dwa obrazki: ogromny kieliszek koniaku w rękach Jay-Z, który zdawał się rządzić całą branżą, i dekolt Katy Perry – wyeksponowany aż nadto.

Felieton #050| 55th Annual Grammy Awards
W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.
Read more