Felieton #070 | JA ROSIEWICZ

Felieton #068 | Na grobie Jima Morrisona
December 29, 2024
Felieton #072 | JAROCIN 2013
December 30, 2024
Felieton #068 | Na grobie Jima Morrisona
December 29, 2024
Felieton #072 | JAROCIN 2013
December 30, 2024

PULS nr 28 (70) 1o-16.7.2013

KTO JEST WINIEN? JA ROSIEWICZ

Andrzeja Rosiewicza poznałem w warszawskim klubie “Stodoła”, w którym spędziłem 15 lat swego życia. Andrzeja najczęściej można było spotkać w sali baletowej. Nie była to bynajmniej sala gdzie odbywały się tak zwane “balety”. Nie. Jedna ze ścian była pokryta lustrami tak, aby tancerze mogli się oglądać podczas ćwiczenia trudnych układów tanecznych i stepowania. Andrzej zafascynowany był bowiem Fredem Astaire -wielką gwiazdą amerykańskiego kina. Trenował więc zawzięcie dzień w dzień stepowanie i taniec wraz siostrami z bliźniaczkami, które były wtedy jego tancerkami. Pamiętam jeden z trudniejszych numerów. Otóż Andrzej miał do kamizelki przyczepione na nitkach kapiszony. W odpowiednich momentach odrywał je i ciskał nimi o scenę. Wybuchały dając niesamowity efekt. W latach siedemdziesiątych był jednym z najbardziej popularnych polskich piosenkarzy. Każdy jego występ na festiwalu w Opolu to było wydarzenie. Tancerze, scenografia, statyści. Była też Aśka Bartel – potężnej postury komediantka ze Śląska, która ubrana w charakterystyczną białą spódniczkę baletową nosiła Andrzeja na rękach.

Najwięcej witaminy mają polskie dziewczyny, Czy czuje Pani cza-czę, Rusz się Zenek śnieg na drodze, Chłopcy radarowcy

– to tylko kilka z listy jego największy przebojów. Wykonywał też utwór tytułowy do niezwykle wtedy popularnego serialu “Czterdziestolatek”. Andrzej miał zawsze 10 pomysłów na minutę. Ciągle coś zmieniał. Każdy jego występ był inny. Oczywiście zawsze wiele śmiechu i dużo satyry. Podczas Poznańskiej Wiosny Estradowej w 1976 roku dano mu wolną rękę i duże fundusze na jego show. Andrzej zaprosił na scenę prawie całe… poznańskie ZOO. Zabrakło tylko słonia i żyrafy, bo nie mieściły się w drzwiach hali wystawowej. Kiedy pracowałem już zawodowo w branży los nas zetknął. Byłem w ekipie która nagłaśniała koncerty Andrzeja. Po znajomości dostałem niezłą fuchę – byłem postacią sceniczną. Nazywałem się “Ksawery Patejko fryzjer wzorowy damsko cywilny i męsko-wojskowy – pierwszy przedstawiciel polskich usług w Kosmosie”. Ubrany byłem w biały fryzjerski kitel. Z kieszeni wystawał mi ogromny czerwony grzebień, w ręku wielka walizka. Na głowie, na poduszce miałem umocowanego strażackiego “koguta” – czerwone migające światło. Pod kitlem miałem pas złożony z ośmiu połączonych płaskich baterii. W kieszeni dwa druciki których zwarcie powodowało, że “kogut” zaczynał się obracać. W tym czasie z głośników wydobywał się sygnał syreny strażackiej. Na scenie stała rakieta do której wchodziłem. Gasło światło. Reflektory skierowane były na kręcącą się lustrzaną kulę. Następował potężny wybuch. Nie muszę dodawać że opuszczałem rakietę w ciemnościach drugim wyjściem. Kiedyś co prawda się zaplątałem. Wiedziałem, że wybuch zastanie mnie w rakiecie. Przypomniał mi się wtedy film na którym sowieccy artylerzyści zasłaniają uszy przy oddawaniu strzału z armaty. Zrobiłem to samo ale i tak przez dwie godziny po spektaklu nic nie słyszałem. O popularności Andrzeja niech świadczy fakt, że przez trzy miesiące graliśmy w sali koncertowej hotelu Victoria i co dzień była pełna sala.

Za odzywkę “Kto jest winien? JA ROSIEWICZ” ówczesny premier Piotr Jaroszewicz zrewanżował się zakazem występów. Andrzej ratował się śpiewając standardy jazzowe. Wszak jego początki to Asocjacja Hagaw.

Seweryn Reszka

 

Felieton #070 | JA ROSIEWICZ
W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.
Read more