Felieton #074 | The Rolling Stones w Warszawie 1967
December 30, 2024Felieton #077 | Słowniczek rockowy
December 30, 2024PULS nr 33 (75) 07-14.8.2013
Jak wybrałem wolność: Berlin Zachodni 1983
Kiedy 13 grudnia 1981 roku zobaczyłem pod swoim domem czołg, obiecałem sobie, że nie będę mieszkał w tym kraju i ucieknę przy najbliższej okazji. Ku mojemu zaskoczeniu, mimo stanu wojennego i unieważnionych paszportów, taka okazja nadarzyła się stosunkowo szybko – już wiosną 1983 roku.
Otrzymaliśmy zaproszenie na koncert transmitowany na żywo w Berlinie Zachodnim. Co ciekawe, zaproszenie nie pochodziło z PAGART-u, ale z Telewizji Polskiej, mimo że Perfect bojkotował tę instytucję, podobnie jak wielu aktorów i twórców. Nawet milion złotych nie skusiłby nas do współpracy. Telewizja puszczała nasze utwory, ale mogła pokazywać jedynie plakat zespołu, nie nas samych.
Szansa, którą trzeba było wykorzystać
Wyjazd do Berlina był niepowtarzalną okazją. Nawet odwiedziliśmy gmach telewizji, by nagrać teledysk reklamowy dla organizatora koncertu. Budynek, niegdyś tętniący życiem za czasów prezesa Szczepańskiego, teraz był martwy i śmierdział wojskiem. W łazience zobaczyłem żołnierza piorącego onuce w umywalce. Wtedy zrozumiałem: „To se już ne wrati.”
Razem z nami jechali muzycy z zespołów Bajm, Dwa Plus Jeden i Sami Swoi. W Berlinie zamieszkaliśmy w eleganckim hotelu (130 marek za noc). Miasto było wyspą wolności na oceanie radzieckiego imperium.
Napięcia i skandale
Na próbie usłyszeliśmy uwagę, że gramy za głośno. Zdzisław Hołdys odpowiedział szefowi imprezy: „Chyba wie pan, kogo pan zaprosił.” Tłumacz-ubek bał się tego przetłumaczyć, ale mieliśmy swoich ludzi. Ustalono, że zagramy spokojniejsze utwory, takie jak „Niewiele Ci mogę dać” czy „Wyspa, drzewo, zamek.”
Koncert odniósł sukces i otworzył nam drogę do kolejnych występów w Berlinie Zachodnim. Graliśmy m.in. w klubie Jazz Keller i prestiżowej sali Quartier Latin.
Zakupy i życie w wolności
Hołdys kupił ciężarówkę – nowego Mercedesa 407D – którą przewoziliśmy do Polski rzeczy, których brakowało: najnowsze płyty winylowe, pierwsze CD, kasety i sprzęt AGD. Zakupy organizowali dla nas miejscowi Polacy. Dewizy można było wywieźć z Polski po ich wpłaceniu do banku. W dniu ogłoszenia stanu wojennego zamrożono wszystkie depozyty w walutach obcych.
Grzegorz, korzystając z przepisów bankowych, wchodził do banku, wpłacał pieniądze w jednym okienku, dawał autografy dziewczynom w drugim, a w trzecim odbierał gotówkę legalną do wywiezienia.
O emigracji i rodzinnych historiach
Próbowałem zostać w Berlinie Zachodnim, starając się o pozwolenie na pobyt „na pochodzenie.” Mój ojciec mieszkał w czasie wojny w Wejherowie, a potem został wcielony do Wehrmachtu. Jednak zdezerterował i przyłączył się do polskiej partyzantki. Dane ojca były w niemieckich archiwach wojskowych. Po sprawdzeniu powiedziano mi: „Masz w papierach przechlapane.”