Felieton #130 | Pięciu Ludzi z Trawką

Felieton #243 | Hołdys vs Dobra Zmiana
November 28, 2024
Felieton #278 | Filipinki. Płyta po 40 Latach
December 1, 2024
Felieton #243 | Hołdys vs Dobra Zmiana
November 28, 2024
Felieton #278 | Filipinki. Płyta po 40 Latach
December 1, 2024

 

Pięciu Ludzi z Trawką – czyli moje rockowe korzenie (1)

Moja ciocia pracowała w Radzie Państwa i prowadziła gabinet profesora Oskara Langego – wybitnego ekonomisty, komunisty, który po zrobieniu kariery w USA wrócił do Polski po wojnie, by budować socjalizm. Miałem z tego pewien pożytek: jako dzieciak biegałem po Sejmie i zbierałem kolorowe znaczki pocztowe z całego świata.

Gdy miałem 12 lat, ciocia załatwiła mi bilet do sejmowego kina, gdzie wyświetlano film A Hard Day’s Night z The Beatles. To był przełomowy moment – postanowiłem nauczyć się grać na gitarze. Mama zarabiała 1200 zł miesięcznie, a gitara akustyczna (tzw. „pudło”) kosztowała 300 zł. Z pomocą cioci i babci udało się spełnić moje marzenie, stając się właścicielem tego kultowego instrumentu. Zapisałem się na lekcje gry na gitarze, odbywające się w Klubie Oficerskim przy Al. Niepodległości w Warszawie.

W Ambasadzie USA zdobyłem śpiewnik z popularnymi amerykańskimi piosenkami – zawierał nuty, teksty i akordy. Najważniejszym utworem, którego się nauczyłem, był Dom Wschodzącego Słońca zespołu The Animals. Szczególnym wyzwaniem był trudny akord „barre”. Kiedy go opanowałem, czułem, że mogę zagrać wszystko.

Pierwsze korzyści przyszły latem na wakacjach – „chłopak z gitarą” cieszył się powodzeniem u dziewcząt, co chętnie wykorzystywałem. Pewnego dnia obudzili mnie dwaj lokalni chuligani, każąc zagrać Angie The Rolling Stones. W zamian przynieśli trzy alpagi „Albatros”. Jeden z nich tak się wzruszył, że pociął rękę żyletką (czyli się pochlastał).

Pamiętam szkolne apele – bigbitowy zespół podłączony do radia z zielonym oczkiem grał przeboje, jak Plaża, dzika plażaStana Borysa. Nauczyciele zatykali uszy palcami.

W liceum im. T. Reytana mieliśmy dostęp do płyt wydanych w Londynie, dzięki kolegom, których ojcowie byli dyplomatami. Założyliśmy klub Hi-Fi, gdzie kilkadziesiąt osób z zapartym tchem słuchało nowości muzycznych, a potem dyskutowało. Pamiętam animozje między fanami The Beatles i The Rolling Stones. Szefem klubu był Grzegorz Boguta, późniejszy współtwórca Niezależnej Oficyny Wydawniczej, która pozwalała poznawać prawdziwą historię Polski i twórczość zakazanych pisarzy.

W latach 60. Kościół Katolicki otworzył się na bigbit – wydano nawet płytę z mszą w tym stylu, a zespoły często miały próby w kościołach (ja grałem w kościele przy ul. Puławskiej).

W Reytanie działał zespół, w którym śpiewał Przemek Gintrowski. Po jego odejściu przejęliśmy grupę. Zostałem wokalistą, bo znałem angielski i teksty rockowych przebojów. Graliśmy utwory Creedence Clearwater Revival, Johna Mayalla, The War z Erikiem Burdonem. Przychodziły na nas atrakcyjne dziewczyny, przynosząc lepsze wina. Musiałem ukrywać długie włosy przed wychowawczynią, chowając je pod kołnierzem koszuli. Byłem obiektem westchnień dziewcząt, a na balkonie hodowałem roślinę, którą podlewała mama. Stąd wzięła się nazwa zespołu – Pięciu Ludzi z Trawką.

Po maturze przestałem śpiewać. Po nas powstał zespół Mech – Zjednoczone Siły Natury.

Seweryn Reszka

 

P.S. Pozdrów Jacka i Janusza!

 

Felieton #130 | Pięciu Ludzi z Trawką
W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb. Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.
Read more