Felieton #090 | Pierwsza trasa
December 2, 2024Felieton #046 | Listy z USA (2)
December 2, 2024Wspomnienia Marcina Jacobsona – Zdarzyło mi się wypłacić artyście z pięści
W latach 80. byłem w trasie z punkowym zespołem Wańka Wstańka & Ludojades. Ich wokalistą był „Bufet” – pseudonim mówił sam za siebie. Pewnego dnia opuszczaliśmy hotel w Bydgoszczy. Kierowniczka recepcji poprosiła mnie, bym zobaczył stan pokoju zajmowanego przez zespół. To, co tam zastałem, można było porównać do krajobrazu księżycowego: popiół na każdej powierzchni, zniszczone meble, wypalone dziury w dywanie, stłuczone szkło. Straty oszacowano na 40 tysięcy złotych. W tamtym momencie miałem ochotę przyłożyć artystom z pięści… i z kopa! (S.R.)
Marcin Jacobson:
– Zdarzyło mi się wypłacić artyście z pięści. W hotelu „Pod Różą” przez tydzień przebywały dwie rozrywkowe kapele. Balanga trwała non stop. Jeden z członków ekipy postanowił przejść po stalowej linie, na której wisiała nad ulicą lampa. Za pierwszym razem w ostatniej chwili ściągnęliśmy go z gzymsu. Objechałem go jak burą sukę. Obiecał poprawę, ale po chwili znów był na parapecie. Wtedy przyłożyłem mu z pięści – i to poskutkowało.
– Jak wielu innych, ciągnęło mnie na scenę, która była dla nas „ziemią obiecaną”. Chciałem być idolem. Mając 17 lat, zapisałem się do szkoły muzycznej, gdzie z racji wzrostu skierowano mnie do klasy kontrabasu. Wytrzymałem kilka lekcji – systematyczność nigdy nie była moją mocną stroną. Szukałem innej drogi do muzyki, która mnie fascynowała. Prenumerowałem New Musical Express i kupowałem płyty – co w PRL-u nie było proste. Zacząłem pisać do gazet, robić audycje radiowe. Debiutowałem w pierwszej polskiej dyskotece w Grand Hotelu, potem byłem DJ-em w Żaku i organizowałem koncerty.
– Z Ryśkiem Riedlem z Dżemu to była zabawa w chowanego. Czasem nie mogliśmy go znaleźć, więc zespół grał koncert instrumentalny. Moją działalność zauważył Aleksander Kwaśniewski, ówczesny szef Związku Młodzieży Socjalistycznej. Zlecił mi stworzenie letniego klubu muzycznego. Tak powstała Muzyka Młodej Generacji i festiwal w Jarocinie. Po odejściu z Jarocina zostałem menedżerem zespołu Krzak. Potem pomagałem Dżemowi i Martynie Jakubowicz w nagraniu pierwszych dużych płyt.
– TSA, Cree, Mietek Blues Band – to także moje „dzieci”. Niestety, wiele zespołów rozstaje się z menedżerami, a sprawy sądowe ciągną się latami. Dopóki wszyscy wspinają się razem, jest dobrze. Ale gdy osiągną sukces, artyści zapominają o pracy menedżera. Myślą: „Artysta tworzy, menedżer to darmozjad”. A przecież sukces wymaga strategii, reklamy i ciężkiej pracy. Dopiero gdy menedżer odchodzi, a wszystko się sypie, widać, jak bardzo był potrzebny.
Do druku podał Seweryn Reszka.