Pewnego razu rozeszła się po Toronto wieść ponura, że Grzesiek Markowski nie żyje. Zanim do mnie dotarła minęło sporo czasu, bo nie było na tyle odważnego, co by mi to oznajmił. Wreszcie się taki znalazł. Natychmiast zadzwoniłem do Polski. Okazało się, że wszystko w porządku, zespół wracał akurat z trasy koncertowej do domu. Zacząłem szukać źródeł tej plotki. Okazało się, że zmarł jakiś pijaczek na Pradze, ktory miał takie samo imię i nazwisko, a znajoma popularnej w Toronto dentystki zobaczyła klepsydrę i wykonała telefon do Kanady.

Żeby nie było wątpliwości w tym temacie, podczas najbliższego pobytu w Polsce zrobiłem sobie zdjęcie z Grześkiem i najnowszym numerem Playboya, po czym opublikowałem je w polonijnej prasie.