Wpadka
October 27, 2016Wyprawa Po Węgorze
October 27, 20167 listopada 1982 roku mieliśmy grać w Bydgoszczy. Wojskowy komendant miasta zabronił jednak koncertu na stadionie. Zagraliśmy więc dla członków Fan Clubu, którzy walnie przyczynili się do małej demonstracji, jaka odbyła się pod budynkiem komendanta. Kilkaset osób wiecowało tam pod hasłem “Chcemy Perfectu !!!”. Maleńka salka kawiarni muzycznej PSJ była bardzo przytulna. Hołdys w pewnym momencie powiedział dowcip:
– Dlaczego śmierć nie przychodzi do jednego z wielkich mężów stanu? – oczywiście chodziło o Breżniewa. Nad widownią zawisła napięta cisza.
– Bo się go brzydzi – stwierdził z satysfakcją Hołdys i nabił następny utwór.
Potem ni z tego ni z owego zamówił na scenę pięć setek wódki. Nastąpiła konsternacja. Za chwilę kelner wniósł na scenę na tacy napełnione kieliszki.
– Niektórzy artyści muszą wypić setę żeby wejść na scenę. Ja muszę wypić setę, żeby z niej zejść, bo dopiero wtedy mam kłopoty.
I wykrakał. Zagraliśmy 8-go i 9-tego w Olsztynie. 10-tego miał być strajk generalny ogłoszony przez Solidarność zrobiono więc nam dzień przerwy. Spotkaliśmy się z młodzieżą. Było fajnie. Kiedy Hołdys przedstawił mnie jako rzecznika prasowego zespołu – ktoś z tłumu krzyknął – pokaż uszy! Na zakończenie zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie. Użyliśmy metody Marka Karewicza. Wszyscy podczas pozowania skandowaliśmy hasło. Tym razm brzmiało ono: Breżniewowi w d… ch… i mój, i twój, i mój!!! Nie wiedzieliśmy, że była to prawie nekrofilia.
Następnego bowiem dnia podniecony Hołdys wpadł do mnie do pokoju i obwieścił radosną nowinę:– Podobno Superstar się, przkręcił!
Chodziło oczywiście o Lonię. Nie byliśmy jednak pewni. Udaliśmy się wiec do Wszystkowiedzącej Recepcji.– Ludzie co idą z miasta, to tak mówią – potwierdziła panienka. – Lepiej poczekać na prasę.
Doczekaliśmy się. To było najpiękniejsze wydanie Trybuny Ludu jakie w życiu widziałem. Na pierwszej stronie, w czarnej ramce, wielki portret Breżniewa. Chodziłem z tą gazetą po całej restauracji. Pokazywałem ludziom jedzącym śniadanie. Śmiałem się, cieszyłem, żartowałem. Jeśli czyjaś śmierć może sprawić radość, to ta była rekordzistką. Cieszyły się setki milionów ludzi na całym świecie – a może nawet miliard. Śmiał się też młody mężczyzna samotnie jedzący śniadanie. Potem okazało się, że był to milicjant. Czekał na progu Komendy Wojewódzkiej MO w Olsztynie. Wezwano tam Hołdysa telefonicznie pytając grzecznie czy przyjedzie sam, czy mają podesłać radiowóz. Poszedł z nim Ponton – ówczesny menago Perfectu. Przyjął ich sam komendant.
– Dlaczego dedykujecie piosenki tym co siedzą?
Było to kolejne nieporozumienie. Chodziło o tych siedząeych na sali koncertowej na podłodze, a nie o tych co w więzieniu. Kamendant miał tylko taśmę z dźwiękiem, a nie video. Wszystkie koncerty Perfectu były nagrywane przez SB. Potem zapytał się, czy Perfect może na koncercie, na prośbę szefa Wydziału Kultury KW PZPR uczcić minutą ciszy śmierć Breżniewa.
– Ja to muszę mieć na piśmie – powiedział od razu Ponton. – Ktoś musi odpowiadać za straty jakie powstaną w wyniku zdemolowania hali.
Po paru telefonach prośbę cofnięto. Okazało się, że partyjniak z KW zadzwonił do swoich nastoletnich córek i zapytał ich co by było gdyby Perfect … minutą ciszy … śmierć Breż … Córki popadały ze śmiechu.
– Ale by były jaja, tato – zdołały wykrztusić w słuchawkę. Sprawa padła.
– Nie chciałbym, aby moje dzieci wychowywały się, w kraju pełzającej kontrrewolucji – ciągnął komendant. Hołdys z zaskoczenia wpiął mu w klapę munduru znaczek Perfectu.
– Witam was w to podwójnie świąteczne popołudnie – zaczął koncert Hołdys mając na myśli rocznicę odzyskania niepodległości i śmierć Breżniewa. Publiczność kupiła od razu. Wiwatowała. W pewnym momencie Zbyszek krzyknął:
– Ludzie, właśnie radio podało, że zwolnili Wałęsę z interny. Dedykujemy mu więc ten koncert – ryk tłumu zagłuszył przekorną pointę – … oczywiście w imię porozumienia narodowego.
Komendant dapadł Hołdysa po koncercie. Miał pretensje:
– Jak to zabrzmiało w kontekście incydentu moskiewskiego!? Ale Diabeł to w panu siedzi, panie Zbyszku – zakończył pełen podziwu.